Film opowiada historię 17-letniej Zosi Głowackiej z wołyńskiej wioski, zamieszkanej przez Ukraińców, Polaków i Żydów[3]. Główna bohaterka zakochuje się w Ukraińcu Petrze, lecz ojciec wydaje ją za mąż za dużo starszego od niej sołtysa, Macieja Skibę. Krótko po ślubie Zosia zostaje w domu z dziećmi męża z pierwszego małżeństwa, gdy ten udaje się na wojnę, która wybucha we wrześniu 1939. Po powrocie do wioski Maciej ukrywa się z obawy przed nacjonalistami ukraińskimi. Gdy Wołyń zajmuje Armia Czerwona, Rosjanie witani są przez Ukraińców chlebem i wódką. Skiba, uznany za kułaka, zostaje zesłany w głąb ZSRR, a bohaterka ponownie sama zajmuje się wychowaniem dzieci w wojennych warunkach. Gdy w 1941 Zachodnia Ukraina zostaje zajęta przez Niemców, ci sami ludzie, którzy radośnie witali Sowietów, cieszą się, widząc mundury hitlerowskie. Rozpoczyna się ludobójstwo. Niemcy mordują Żydów, następnie Ukraińcy Polaków. Polacy w odwecie mordują Ukraińców. Zosia jest świadkiem zabójstw z zemsty i porachunków sąsiedzkich. Reżyser ukazał również Polaków pomagających Żydom i Ukraińców ratujących Polaków[4].
Epizody nawiązujące do wydarzeń historycznych
postać oficera Armii Krajowej przybyłego na rozmowy z Ukraińcami nawiązuje do postaci poety i oficera Armii Krajowej podporucznika Zygmunta Rumla[5][6]
kazanie starszego kapłana w cerkwi prawosławnej nawiązuje do prawdziwie chrześcijańskiej postawy licznych kapłanów ukraińskich, z których wielu zostało zamordowanych za sprzeciwianie się propagandzie zbrodni. Za przykład może służyć ks. Fiłyp Borećkyj z parafii prawosławnej w Drańczy Polskiej[8], powieszony 31 maja 1943.
scena poświęcenia kos i siekier oraz kazanie w cerkwi nawiązuje do wydarzeń, które według konsultanta historycznego filmu Leona Popka są potwierdzone przez co najmniej kilka sprawozdań i ponad 20 relacji świadków[9]. Historyk Grzegorz Motyka stwierdził natomiast: „kresowiacy są przekonani, że takie ceremonie miały miejsce, ale brak na to dowodów”[10].
pisanie na domach należących do Ukraińców kredą liczby „102” nawiązuje do wydarzeń w Kisielinie przed atakiem UPA[11].
Scenariusz filmu powstał z inspiracji opowiadaniami Stanisława Srokowskiego ze zbioru pt. Nienawiść, z których zostało zaczerpniętych kilka wątków[14][15]. W filmie zaplanowano około 130 ról aktorskich, w których mówi się pięcioma językami: po ukraińsku, polsku, niemiecku, rosyjsku i w jidysz[16].
Powstała Fundacja na Rzecz Filmu Wołyń[22]. W trakcie prac nad filmem w lutym 2016 jego twórca Wojciech Smarzowski zaapelował publicznie o wsparcie finansowe, potrzebne do ukończenia produkcji[23][24]. Wówczas proces powstawania filmu wsparli w oświadczeniach Stanisław Srokowski[25], Ewa i Władysław Siemaszkowie[26]. Następnie wsparcia finansowego udzieliły m.in. Telewizja Polska[27] i Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych[28].
Odbiór
Odbiór w Polsce
W opinii Tadeusza Sobolewskiego „Wołyń” jest wielkim filmem, niemającym precedensu w polskim kinie po 1989 roku. Zdaniem recenzenta Gazety Wyborczej film uczciwie pokazuje historię z wielu perspektyw i jest uniwersalnym ostrzeżeniem przed nacjonalizmem[29].
Także historycy i publicyści jak Paweł Lisicki czy Piotr Zychowicz wyrażają się bardzo pozytywnie o filmie, podkreślając jego autentyzm i oddanie realiów historycznych wydarzeń na Wołyniu[30][31]
Grażyna Torbicka i Tomasz Raczek uznali, że film nie jest jednostronny. Oboje wyrazili zdziwienie pominięciem filmu przy przyznawaniu głównych nagród na festiwalu w Gdyni. Zdaniem krytyków obraz jest znakomicie zrealizowanym filmem, wielkim dziełem filmowym, ogromną produkcją[32].
Jakub Majmurek uważa, że „Wołyń” spełnił wiązane z nim wysokie oczekiwania i jest jednym z najważniejszych obrazów opisujących dzieje „skrwawionych ziem”. Autor ten uważa, że Smarzowski uczciwie przedstawił racje Polaków i Ukraińców, a przesłaniem filmu jest ostrzeżenie przed wszelkimi formami radykalizmu, w tym przed nacjonalizmem. Majmurek przewiduje próby wykorzystania filmu przez propagandę, przed którymi jednak dzieło to się obroni[33].
Piotr Tyma w wypowiedzi bezpośrednio po premierze filmu uznał, że dzieło Smarzowskiego epatuje niepotrzebnymi scenami okrucieństwa i to w skrajnie naturalistycznej formie, zarzuca również autorowi fascynację ludzką brutalnością. Według Tymy film pokazuje Kresy z perspektywy polskiego patrzenia na Wschód z pewną wyższością, nie zbliża do zrozumienia historii, ale powiela negatywne stereotypy z okresu PRL, polaryzując społeczeństwo. Według przewodniczącego ZUwP film był potrzebny, ponieważ odziera polskie Kresy z romantycznego mitu i sielskiego idealizmu[34].
7 października 2016, w dniu premiery filmu, politycy partii Kukiz’15 na konferencji prasowej w sejmie wystosowali apel do służb dyplomatycznych MSZ, aby dołożono starań i zaangażowano się w promowanie i rozpropagowanie filmu na terenie Ukrainy – to zadanie miało być nadrzędnym interesem narodowym i państwowym w relacji z Ukrainą[35]. Tymczasem Smarzowski deklarował od początku, że nie chce, żeby jego film wykorzystali politycy[36].
Jarosław Kuisz i Karolina Wigura z Kultury Liberalnej krytycznie ocenili „Wołyń”, pisząc, że „nie jest to film służący pojednaniu, lecz odwrotnie: podgrzewa najgorsze stereotypy, firmuje resentyment i lubowanie się we własnej krzywdzie”. Kuisz i Wigura zarzucają Smarzowskiemu całkowity brak odniesienia do późniejszych prób pojednania podejmowanych przez oba społeczeństwa oraz władze państwowe na najwyższym szczeblu. „Twierdzenie, że film ten ma służyć pojednaniu polsko-ukraińskiemu, brzmi jak ponury żart. Nie wiadomo, na jakim gruncie miałoby ono nastąpić. Humanizmu, wiary w człowieka, który przezwycięża swoje słabości i uczy się na błędach poprzednich pokoleń – jak deklarowali prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko w Pawłokomie – tutaj nie ma ani na jotę”[37].
Łukasz Jasina uważa, że intencją autorów filmu było uleczenie traumy Polaków po rzezi wołyńskiej. Jego zdaniem błędem jest nadawanie filmowi nacjonalistycznych czy politycznych interpretacji[38].
Ewa Siemaszko stwierdziła, że „film prawdziwie i wiernie przedstawia to, co w zbrodni wołyńskiej było istotne”. Zacytowała też opinię świadków ludobójstwa na Wołyniu, którzy twierdzili, że film jest „dokładną rejestracją tego, co działo się na Wołyniu”[39].
Adam Szczupak wysunął zarzut, że rzeź Polaków ukazana została jako spontaniczny zryw wywołany wyłącznie wybuchem nienawiści między sąsiadami, podczas gdy w rzeczywistości mordy Polaków na Wołyniu miały charakter w pełni przemyślany i zorganizowany. Autor zwrócił też uwagę, że ukazane w filmie jako codzienność małżeństwa polsko-ukraińskie były na Wołyniu rzadkością, oraz na to, że scenariusz filmu pomija kluczową postać: Dmytro Klaczkiwskiego „Kłyma Sawura” – dowódcy UPA i głównego inicjatora rzezi[40].
Odbiór w Niemczech
Według Gerharda Gnaucka film „Wołyń” jest obrazem, na który społeczność polska czekała bardzo długo. Przy okazji premiery „Wołynia” Gnauck przypomniał historię regionu i stosunków polsko-ukraińskich. Autor cytuje przewidywania części ekspertów politycznych, że film może prowadzić do powikłań „międzynarodowych”, wywołać na Ukrainie oburzenie z jednej strony i być wykorzystywany do celów propagandowych w Rosji, oraz przytacza pierwsze polskie, ukraińskie i rosyjskie opinie o filmie. Uwagę Gnaucka zwróciły epizody z udziałem żołnierzy Wehrmachtu, u których polska Zosia z synem szuka schronienia. W opinii Gnaucka film jest bardzo dobry i wyważa polityczne racje dwóch skonfliktowanych stron, jednak w odbiorze filmu nie uniknie się wrażenia o sile starej pogardy Polaków wobec Ukraińców. Gnauck podkreślił słowa Smarzowskiego, który ma nadzieję, że jego praca zbuduje mosty, jeśli nie dziś, to w przyszłości, oraz przesłanie „dzikość nie idzie ze wschodu, tylko z człowieka”[41].
Odbiór na Ukrainie
Jeszcze w trakcie realizacji przedsięwzięcia kilku ukraińskich aktorów, którzy dostali zaproszenie do zagrania Ukraińców w filmie, po przeczytaniu scenariusza odmówiło w nim swojego udziału ze względów ideologicznych[42]. W rozmowie z Oksaną Zabużko ukraińscy artyści mieli stwierdzić, że film jest prawdziwą szkołą nienawiści[43]. Andrij Lubka, poeta i prozaik młodego pokolenia, zauważa, że po premierze obrazu Smarzowskiego „w stosunkach polsko-ukraińskich cofniemy się o 10 lat”[44].
Jurij Andruchowycz w artykule Нищівна дикість зла opublikowanym na portalu Zbrucz przed obejrzeniem filmu napisał, że Smarzowski ze swoim filmem wpisuje się w ideologiczną kampanię obecnego rządu i partii, której przesłanie najcelniej oddawać mają słowa ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego – film Wołyń zabije pojednanie, którego nigdy nie było[45].
17 października Instytut Polski w Kijowie odwołał zapowiedziany na wtorek pokaz filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Na decyzję tę wpłynęły zalecenia ukraińskiego ministerstwa spraw zagranicznych[48].
9 listopada portal wschodnik.pl podał informację, że czworo ukraińskich aktorów z Tarnopolskiego Teatru Dramatycznego, którzy zagrali w filmie, zostało ukaranych finansowo. Kierownik roboczej komisji Tarnopolskiej Rady Obwodowej Ołeksandr Baszta oświadczył w trakcie rozmowy z portalem „Komsomolskaja Prawda w Ukrainie”, że ukraińscy aktorzy wystąpili w polskim antyukraińskim filmie[49].
Oglądalność
W ciągu siedmiu tygodni wyświetlania filmu w Polsce (7.10–27.11.2016)[50] obejrzało go w kinach blisko milion czterysta tysięcy widzów[51].